sobota, 5 kwietnia 2014

Nie wiesz, gdzie leży moja pasja?



Za rogiem czają się egzaminy gimnazjalne. Ja natomiast dopiero teraz uświadomiłam sobie jak mało mam czasu na porządne przygotowanie i ewentualną poprawę próbnych wyników. Nie rozumiem sensu pisania podobnych testów na zakończenie szóstej klasy czy trzeciej gimnazjum skoro i tak każdy choćby stawiał opór to do 18-nastki musi kontynuować naukę, dopiero po osiągnięciu pełnoletności - hulaj dusza, koniom lżej. Po co 13 latkom sprawdzian zwieńczający naukę w szkole podstawowej? Dlaczego rodzice posyłają swoje dzieci, które ledwo wyszły z pieluch na rozmaite kursy językowe, obozy harcerskie, prywatne lekcje śpiewu? Dlatego, że świat bez chwili wytchnienia pędzi naprzód, wymagania rynku pracy stale rosną, krępujące jest mówienie w towarzystwie, że nasze dziecko nie ma osiągnięć na szczeblach ogólnopolskich z jakiejś dziedziny, a uśmiech nieschodzący z twarzy i pomoc mamie się nie liczą. 

W II klasie gimnazjum zapisałam się na 5 kółek przedmiotowych, warsztaty plastyczne i rozpoczęłam treningi wschodniej sztuki walki - judo. Jak myślicie ile z wymienionych chętnie robię do teraz? Ani jednego! Dlaczego? Bo wstydziłam się siebie nie mającej się czym pochwalić, poza tym trochę głupio się czułam spędzając czas z ludźmi, którzy robią coś z czystej pasji, nie dla medali bądź zaskoczonych min znajomych, ale dla siebie. Moim marzeniem nie jest średnia 6,0 ocen ani tytuł laureata z olimpiady, a nawet czarny pas z judo. To fajnie brzmi. Super byłoby zawiesić na ścianie dyplom z zawodów sportowych. Sama przyznaję, że gdybym usłyszała od chłopaka, że trenuję ileś lat jakiś sport to rozdziawiłam buzię z podziwu. Bo realizowanie się jest niesamowicie ważne, spełnianie marzeń jest dla ludzi silnych i wytrwałych, ale tylko pod warunkiem, że to, co robimy wynika z motywacji wewnętrznej, a nie presji otoczenia czy tak jak w moim przypadku własnej chorej ambicji. 

Rysuję. Rysowałam już jako mała dziewczynka, która jeszcze do końca nie wiedziała jak się wysłowić i włożyć skarpetę na stopę. Choć moi rodzice artystami nie są i nie posyłali mnie na lekcje rysunku i w sumie jestem im za to poniekąd wdzięczna. Jestem już dużą 16-letnią dziewczyną, która może sama pójść na zajęcia plastyczne i wzięłam w nich udział po 4 spotkaniach zrezygnowałam. I nie dlatego, że mi się znudziło, ale nie lubię kiedy ktoś mi narzuca jak ja mam coś robić, szczególnie w kwestii rysowania, bo to akurat nie jest matematyka, którą ktoś musi Ci wytłumaczyć byś zrozumiał, a rysunek. Rozczarowałam się zajęciami, ale doświadczyłam ich, bo sądziłam, że pewnie nie jest o mnie głośno, ponieważ nie jestem absolwentką szkoły plastycznej. Nieprawda! 

W 6 klasie podstawówki wygrałam swój pierwszy konkurs plastyczny. Uczucie jakie mi towarzyszyło mi odbieraniu nagrody było nie do opisania. W II klasie gimnazjum dostałam nagrodę główną za ogólnopolski konkurs plastyczny. Popłakałam się kiedy się dowiedziałam. Niedawno otrzymałam wyróżnienie z ogólnopolskiego konkursu. I choć nigdy nie powiedziałam na głos, że "jestem z siebie dumna" to ktoś niewidzialny w geście uznania ściska mnie za serce, żołądek, gardło i szepcze do ucha "brawo!" 

Nie napisałam tego by Cię zdołować, ale po to byś dostrzegł, co tak naprawdę Cię uszczęśliwia i co robisz bez czyjegoś nakazu czy presji. Jeśli jest to siedzenie przed komputerem to może zastanów się nad założeniem konta na interesującym portalu (YT, edarling), a jak już Ci się maksymalnie nudzi to polecam bloga. ;) 

niedziela, 30 marca 2014

Zawsze bujałam się (i bujam) ze swoim wyglądem, swoimi kompleksami i nawet jako 16-latka nie umiem spojrzeć na siebie łaskawszym okiem i znaleźć gdzieś pod tymi włosami, tą parą oczu coś, co można wziąć w ręce i pokochać jak małego szczeniaka. Jakoś cokolwiek, co chwycę wzrokiem jest wybitnie brzydkie, zdeformowane, dziwne jednym słowem paskudne i nie do zaakceptowania. Choć czy takie myślenie rozwiązuje mój problem? Nawet go nie ugłaszcze, a co dopiero wesprze czy przytuli! 


Jakoś prowadząc poprzednie blogi miałam taką tendencję by zaraz wypisać w 10 ewentualnie 160 podpunktach - jak polubić coś tam, a przy sprzyjających wiatrach nawet zmienić (co wiem, że nie zawsze pomaga). I nie zrobię tego, bo po pierwsze: na każdym lepszym, gorszym blogu jest wiele koncepcji na wyleczenie kompleksu (mi guzik dały), po drugie: wątpię by ktoś, kto napisał coś mądrego i inspirującego na góra 2 minuty nieustannie był świadom swojej wartości i akceptował każdą cząsteczkę swojego ciała, nie ma takich osób, każdy ma jakieś problemy ze sobą, nawet faceci (choć zanim otworzyłam do nich gębę to myślałam, że to ludzie-mury (nic nie ruszy ani wiatr ani grom, nic!!) choć co roku widzę kilkudziesięciu panów (zawsze jak widzę takich kolesi to wyliczam w którym mogą być miesiącu i po kształcie brzucha oceniam czy to chłopiec, a może połknięta beczułka piwa). 

Jak Ty sobie radzisz ze sobą? Dałbyś lajka zdjęciu swojemu zdjęciu?